niedziela, 24 marca 2013

ROZDZIAŁ VII : Czasami trzeba trochę poczekać, żeby wszystko się ułożyło.



 - Nataaaalia ! - Usłyszałam niski, męski głos. Odwróciłam się w stronę drzwi i ujrzałam wysokiego obrońcę Dumy Katalonii. 
- Pique ! Nie musisz mnie straszyć, kiedy uczę się fizyki ! - Udałam oburzoną.
- Wybacz słoneczko, ale wolałbym żebyś mnie nie biła, tylko podeszła i dała mi buziaka. - Uśmiechnął się i wskazał palcem swój policzek.
- Phii, zaraz Cię zbiję książką. - Wstałam i chciałam go pocałować w policzek, ale mój metr sześćdziesiąt jeden w kapeluszu mi to troszeczkę utrudniał. - Schyl się pacanie. - Uśmiechnęłam się szeroko czekając na jego reakcje. Posłusznie wykonał moje polecenie. Delikatnie pocałowałam go w policzek.
- I tak chcę zawsze na powitanie. A i ślicznie wyglądasz. - Zrobił ten swój piękny wyszczerz, na który zareagowałam tylko głośnym prychnięciem. Ja wyglądam pięknie niby ? Miałam na sobie czarne leginsy i bluzkę z Barcelony. Dzisiaj na moich plecach miałam Villę. Nie wiem czemu, ale chłopaki mi dali o kilka rozmiarów za duże koszulki, dlatego że podobno słodko wyglądam w koszulkach za tyłek. - Kiedy ciocia i wujek przyjeżdżają ? 
- Za ... - Spojrzałam na zegarek na szafce. - Za dwie godziny.
- Będę miał pewność, że nic Ci nie jest. - Posłał mi ten swój rozbrajający uśmiech. Szybko spojrzałam na komodę, stojącą obok łóżka, nie chciałam patrzeć w te jego piękne, oczy, wolałabym spać w spokoju i nie widzieć tych jego wspaniałych, lazurowych tęczówek. 
- Chodź do kuchni. - Pociągnęłam chłopaka za rękę do zielonego pomieszczenia. - Herbaty ?
- Ale tej żurawinowej.
- Wypijasz mi ją ostatnio, kochanieńki. - Mówiłam wstawiając wodę.
- Bo ją lubię. - Pociągnął mnie do siebie na kolana. 
- A ja lubię twoje perfumy, ale Ci ich nie zużyję. - Udałam oburzoną.
- Możesz sobie zużywać ile chcesz. - Zaśmiał się widząc moją minę. Nagle zauważyłam, że zaczął się do czegoś szczerzyć.
- I czego się chichrasz ? 
- Pamiętasz ...
- O boże, będziesz mi to wypominał do końca życia ? - Zaśmiałam się na samo wspomnienie o tym feralnym dniu na Camp Nou, kiedy nudziłam się i postanowiłam sobie poleżeć. Położyłam się na środku boiska i tak jakby przymknęłam oczy w tej samej chwili co zaczęli opryskiwać trawę przed meczem, a ja się położyłam na środku opryskiwacza i ten zaczął lodowatą wodą pieścić moje seksowne cztery litery. Pamiętam że Pique z Messi'm o mało się nie zesikali ze śmiechu. 
- Ale ty nie widziałaś swojej miny wtedy Natalia, ona wyrażała więcej niż tysiąc słów. - Mówił przez śmiech. 
- Te, piękny. - Mówiłam wstając z jego kolan. Zalałam dwie herbaty żurawinowe wrzątkiem i podałam jeden kubek przyjacielowi, który ciągle zachodził się śmiechem. - No przestań już ! - Nie wytrzymałam i krzyknęłam na cały dom, co jeszcze bardziej go rozśmieszyło. Kiedy po prawie dziesięciu minutach, opanował ten szaleńczy napad śmiechu, ruszył swój tyłek żeby odebrać telefon, który dzwonił cały czas.
- Jestem u Natalii. - Mówił to takim tonem, jakby męczyła go ta rozmowa. - Dobrze, pa. - Odpowiedział i szybko się rozłączył. Rzucił telefon na stół i nerwowo zaczął bawić się guzikami na swojej zielono- niebieskiej koszuli, którą dostał ode mnie na gwiazdkę. 
- Idziemy do pokoju ? - Zapytałam patrząc na niego z delikatnym uśmiechem. Ten bez słowa wstał, wziął swój i mój kubek i ruszył do salonu. Usiedliśmy obok siebie na wielkiej, skórzanej kanapie. Nawet nie włączaliśmy telewizora, mogliśmy rozmawiać w ciszy. - Jak Ci się układa z Shakirą ? - Teraz jego oczy nie były już takie radosne, jak zawsze. Teraz ukazywały smutek, zmęczenie i ... nienawiść ? Zawsze, kiedy wspominałam o tej niskiej blondynce, taki miał wzrok. Zaczęło mnie to powoli martwić. 
- Z każdym dniem coraz gorzej. To już nie jest ta dziewczyna, którą chyba pokochałem. - To ostatnie słowo na prawdę bardzo mnie zabolały. Zaraz, przecież to nie może być ... A jednak  ? 
- Czasami trzeba trochę poczekać, żeby wszystko się ułożyło. - Mówiłam głaskając go po głowie. On tylko objął mnie w pasie i wtulił głowę w moją pierś. Kiedy był smutny, miał zwyczaj tak robić. Mówił że mój dotyk, głos i perfumy go zawsze uspokajają. - Wszystko się ułoży. Zrobię wszystko żebyś był szczęśliwy. - Pocałowałam go w czubek głowy. Ten podniósł głowę do góry i teraz wpatrywał się we mnie swoimi oczami, w których teraz migały drobne iskierki. 
- Wszystko ? - Teraz jakby odzyskał pewność siebie. Zaczął zbliżać się do mnie bardzo blisko, niepokoiło mnie to trochę, zaczęłam odchylać się do tyłu, aż poczułam poduszkę, która leżała na kanapie. Patrzyliśmy sobie tak w oczy dość długo. Nie wiedziałam o co może mu chodzić. - Wszystko powiadasz ? - Uśmiechnął sie delikatnie i delikatnie obsypywał pocałunkami moją szyję. Mogłam albo uciekać, albo zostać. Tym razem to właśnie rozum przegrał, niech się dzieje co się ma dziać. Teraz znowu spojrzeliśmy sobie w oczy, jedną rękę włożyłam w jego włosy, a drugą położyłam na jego plecach. Znowu zauważyłam błysk w jego pięknych oczach. Delikatnie musnął swoimi ustami moje i ponowie uniósł głowę z zaniepokojeniem. Uśmiechnęłam się zachęcająco, co wystarczyło żeby Katalończyk powrócił do poprzedniej czynności. Z każdą chwilą całowaliśmy się coraz bardziej namiętnie, kiedy usłyszałam dźwięk przekręcającego się klucza w drzwiach. Oderwałam się od Pique, który miał grymas niezadowolenia na twarzy. Zepchnęłam go z siebie i wstałam z kanapy. Zobaczyłam, że to tylko Ines wróciła od ojca, jeszcze bardziej zdenerwowana. Pokazała mi gestem ręki, że chcę być sama i weszła do swojego pokoju. Było mi jej żal, że akurat w święta pokłóciła się z ojcem jeszcze bardziej niż wcześniej. Westchnęłam głośno i ponownie usiadłam obok Gerrard'a, który był trochę zmieszany i zawstydzony. Żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć, było mi głupio, on ma dziewczynę, a ja się tutaj z nim całuję, ale zaraz, przecież to on zaczął mnie całować, ale ja nie jestem bez winy, przecież to odwzajemniłam i było mi dobrze. 
- Ja Cię przepraszam. - Wydusił z siebie obrońca spoglądając na mnie z ukosa.
- Nie masz za co. - Uśmiechnęłam się i dotknęłam jego policzka. W tej chwili jeszcze bardziej się ożywił i na jego twarzy ponownie pojawił się ten śliczny uśmiech. 
- Jesteś moim aniołkiem. - Uśmiechnęłam się na dźwięk słowa "aniołek", Zaczął tak na mnie mówić od pokazu, w pewnym sensie byłam aniołkiem, ale bawiło mnie to w jaki sposób na mnie patrzy podczas wymawiania tego słowa. 
- A ty jesteś moim pingwinkiem. - Zaśmialiśmy się, mówię tak na niego od czasu, kiedy w zoo razem z Pinto udawali pingwiny. Wybuchliśmy śmiechem, kiedy przypomniało nam się to zdarzenie. 
- Kici kici, taś taś. - Powtórzył Gerrard. 
- Do lwa, kurwa do lwa ? - Powiedziałam ze śmiechem. Fabregas chciał żeby lew podszedł bliżej i zaczął go wołać jak kota i kaczkę, a Dani Alves mądrze to skomentował. 
- Co się stało Ines ? - Zapytał, kiedy już całkiem spokojni, siedzieliśmy przytuleni.
- Sama, nie wiem. Nie chciała o tym gadać, ale znasz mnie, niedługo do niej pójdę i pogadam. - Uśmiechnęłam się szeroko. W tej samej chwili do naszego domu bez pukania wszedł Carlos. Denerwowało mnie, kiedy to robił, a jakbym się kąpała, albo nie wiem, chodziła nago po domu ? Nie mówię, że to robię, ale jakby to co by było ? Z pokoju było słychać jak Carlos kłóci się z Ines.
- Wszystko O.K.? - W końcu zapytał Pena.
- Nie. K*rewsko daleko od O.K. - Mówiła rozzłoszczona Ines.
- Co dalej?
- Co dalej? Powiem ci, co dalej. Zamówię kilku czarnuchów, żeby popracowali nad nim z obcęgami i palnikiem. Słyszysz, co mówię, buraku? Jeszcze z tobą nie skończyłem! Zrobię ci z dupy jesień średniowiecza. - Nie mogłam już tego znieść. Brzuch mnie bolał od zanoszenia się śmiechem, tak samo miał chyba Gerrard, bo leżał na podłodze i bił pięściami w podłogę. Nawet, kiedy ta dziewczyna była smutna, to i tak wali takimi tekstami, że człowiek nie wie czy śmiać się czy płakać.
- Pique, czy tobie się czasem sufit na głowę nie spadł ? - Mówiłam przez śmiech.
- Skąd to pytanie ? - Podniósł się na łokciach co chwilę wybuchając śmiechem.
- A tak sobie spytałam. 
- Przestań bo zaraz umrę ze śmiechu. - Dostał ostrej głupawki.
- Umieranie jest częścią życia kochanie. - Śmiałam się razem z nim. 
 Leżeliśmy razem na podłodze już trochę uspokojeni i patrzyliśmy w sufit. Poczułam jak piłkarz usiadł i podniósł mnie z ziemi. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i wtuliłam się w jego szyję.
- Jesteś śpiąca. - To było raczej stwierdzenie niż pytanie. Dlaczego on wszystko wie ? Wie co chcę, wie co potrzebuję. Jakiś jasnowidz czy coś ? W ogóle z kim ja się zadaję. Miał rację, jestem bardzo śpiąca, chciałabym najchętniej się położyć i zasnąć. Ale jest jeden problem, rodzina przyjeżdża za godzinę i nie wiem jak zareagowali by na to, że sobie po prostu śpię. Pewnie wujek jak to wujek, zacząłby mnie budzić i szturchać, a ja jestem tak uparta, że przygniótł by mnie, co zmusiło by mnie jednak wstać. 
 Pique delikatnie położył mnie na łóżku i przykrył kocem. Po chwili sam leżał obok mnie, przytuliłam się do jego klatki piersiowej, a on głaskał moją głowę. Nie czułam się dobrze, boli mnie gardło, zimno mi. Kto by miał takiego pecha, gdybym ja go nie miała ? Pomagam innym ludziom, tym  że oni go nie mają. 
- Słoneczko, czy ty aby się dobrze czujesz ? - Usłyszałam troskliwy głos chłopaka, który leżał obok mnie.
- Nie za bardzo. - Mówiłam pokasłując co chwilę. Nie wiem jak można zachorować w pięć minut, to chyba niemożliwe, a zapomniałam, Natalia Schmidt potrafi dokonać rzeczy niemożliwych.
- Właśnie widzę, masz gorączkę aniołku. - Otworzyłam oczy i spojrzałam na jego twarz. Była widniała na niej troska i czułość. 
- Chyba się rozchorowałam. - Mruknęłam niezadowolona, na co obrońca tylko cicho się zaśmiał. 
- Grzmiałaś jak mała dziewczynka, która rozchorowała się przed wakacjami. - Odpowiedział na moje pytające spojrzenie.
- To było bez sensu Pique. - Patrzyłam się na niego jak na idiotę, a ten dalej się śmiał. Rozpatrzę kupienie mu jakichś tabletek uspokajających. 
 Obudził mnie dzwonek do drzwi. Gerrard spał obok mnie, a Ines nie było w mieszkaniu. Jakby była to słyszałabym muzykę i byłoby zapalone światło, ponieważ strasznie boi się ciemności. Kiedy już zaśnie to zawsze gaszę światło. Na gwiazdkę kupiłam jej lampkę nocną z Myszką Miki. Pewnie się ucieszy, no ale tego dowiemy się dopiero jutro. Założyłam na siebie bluzę przyjaciela, która wisiała na łóżku, wsunęłam na nogi swoje długie, puchate, białe ciapy i otworzyłam drzwi.
- Natalia. - Ucieszyła się Carolina i teraz bardzo mocno mnie ściskała. A ja co ? A ja stałam tam w męskiej bluzie, prawie za kolano i miałam głupią minę.
- Nie przyjechaliście za wcześnie ? - Wypaliłam tak nagle, zrobiło mi się troch głupio, ale przecież są o pół godziny wcześniej. 
- Mieliśmy wcześniej samolot. - Zobaczyłam moją ciocię- Martę. Była mojego wzrostu i miała taki samo kolor włosów jak ja. Następnie przytulił mnie wujek- Artur. Mamy takie same oczy i cechy charakteru, aż nie wierzę, że są rodziną. Przecież ojciec w niczym nie przypomina wujka, jest zupełnie inny. 
- Wchodźcie. - Przepuściłam ich w drzwiach i skierowałam do kuchni. - Zaraz wrócę. - Powiedziałam i weszłam do swojego pokoju gdzie Pique, w najlepsze sobie spał. - Pique wstawaj. - Lekko go szturchnęłam. Nie miał mocnego snu, więc szybko udało mi się go obudzić. 
- Coś się stało ? - Mówił siadając na łóżku.
- Tak jakby wcześniej przyjechali. - Uśmiechnęłam się delikatnie. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś miał tak przerażone oczy, jak ten oto wielkolud w tej chwili. - Spokojnie młody, ja coś wymyślę. - Wstałam z łóżka i udałam się w stronę drzwi. 
- Poczekaj. - Powiedział i zaraz znalazł się obok mnie.
- Tak ? - Odwróciłam się do niego przodem.
- Ja już pójdę. 
- Klękajcie narody, Gerrard Pique się boi. - Zaśmiałam się cicho.
- Ja się wcale nie boję. - Odpowiedział szybko.
- Dobrze, dobrze. - Podniosłam ręce do góry. - Podwójny blok. - Zaśmiałam się cicho ponownie.
- To do jutra ? Postaram się przyjechać rano. 
- Do jutra. - Odprowadziłam go do drzwi.
- Cześć. - Pocałował mnie w policzek.
- Pa. - Zamknęłam drzwi i uśmiechnięta wróciłam do kuchni. - To co rodzinka, jak wam się w Hiszpanii podoba ? - Usiadłam na blacie kuchni cała w skowronkach. 
- Hiszpania, jak Hiszpania, a ty się czego tak cieszysz. - Oczywiście wujek "w tańcu się nie pierdoli" i od razu pytanie z grubej rury.
- Czego mam się nie cieszyć ? - Zaparzyłam wodę na herbatę, a sama wzięłam sobie lek na gorączkę. 
- Chora jesteś ? - Zapytała ciocia.
- No tak jakoś mi się zachorowało.
- A kto to u Ciebie był ? - Drugie pytanie bez pierdolenia, oczywiście jego autorką była Carolina. Przewróciłam oczami, może zapomną o tym pytaniu ? Znając moje szczęście to o tym mogę tylko i wyłącznie sobie pomarzyć, bo z moim szczęściem, to oni pamiętają co jadłam na śniadanie dwa lata temu, kiedy odwiedziłam ich w Warszawie. 
- Odpowiesz ? - Cholera, jednak pamiętają.
- Kolega. - Mruknęłam pod nosem łykając tabletkę.
- Czy to nie jest bluza twojego "kolegi" ? - Spytała się Carolina, dokładnie akcentując ostatnie słowo.
- Jest. - Dajemy w szczerość, może się odczepią.
- Pique kazał mi powiedzieć, zostawił u Ciebie dezodorant. - Jak zwykle Ines to ma wyczucie czasu. Znieruchomiałam w jednym momencie rzucając jej mordercze spojrzenie. Ona też stała czekając na swoją karę z minką przybitego psa. 
- To jest Ines. - Powiedziałam o dziwo z uśmiechem. - Moja przyjaciółka, ta co z nią mieszkam.
- Miło mi. - Nieśmiało się uśmiechnęła i zniknęła w swoim pokoju.
- Kolega Pique ? - Zaśmiała się Carolina po dłuższej chwili.
- Ta. - Rzuciłam szybko i usiadłam przy stole. - Tam macie salon, a łóżka wam przygotowałam. - Uśmiechnęłam się cwaniacko i pokazałam trzy materace w salonie. - Ja idę spać, branoc. - Pomachałam im, wzięłam ze sobą z pokoju do łazienki koszulkę Pedro z reprezentacji, bieliznę i zniknęłam za wrzosowymi drzwiami. Podczas kąpieli przypominała mi się sytuacja w salonie z Pique, kiedy się całowaliśmy. Dlaczego on mnie pocałował ? 
                                                                                          *****
- Gdzie byłeś ? - Jednak nie śpi, a przecież jest tak późno. Mężczyzna myślał, że jego dziewczyna nie zauważy jego długiej nieobecności. 
- U Natalii. - Odpowiedział zrezygnowany. Miał przyjechać wcześniej, ale gdy zobaczył, że dziewczyna się rozchorowała, chciał być z nią cały czas. I do tego dochodził ten pocałunek.
- No pewnie. - Krzyknęła przy tym się śmiejąc. - A gdzie mógłbyś indziej być. - Rozłożyła ręcę. Bez słowa wyminął ją i poszedł wziąć prysznic do łazienki. 
 Kiedy ciepłe krople wody spływały po jego ciele, przypomniał sobie tą sytuację w domu Natalii. Ta dziewczyna na prawdę na niego działała, jak nikt inny. Nie miała kilograma makijażu na twarzy, nie miała malowanych włosów i nie była po operacjach plastycznych. Była idealna, bo była sobą i nie chciała nic zmieniać. Taką ją ... pokochał ? Czy to jest właśnie miłość ? Miłość, nawet jeśli nie jest od razu wzajemna, miłość zdoła przetrwać jedynie wtedy, jeśli istnieję iskierka nadziei - bodaj najmniejsza - że zdobędziemy z czasem ukochaną osobę, a reszta jest czystą fantazją. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz