niedziela, 24 marca 2013

Rozdział VIII : Świat cierpi na brak mężczyzn, szczególnie tych, którzy są cokolwiek warci.


 Jedyne o czułam w tej chwili to zmęczenie i zimno. W nocy nie mogłam spać z powodu bólu głowy i gorączki, która w ogóle mi nie spadała. Rozchorowałam się na same święta. Rozmawiałam jeszcze przed zaśnięciem z Busquets'em, powiedziałam mu, że nie wiem co będzie z sylwestrem, usłyszałam już nawet jakie mam plany, o których nie wiedziałam nic, a nic. No więc, z Sergio był Puyol i Pedro, którzy już mi obiecali, że zrobimy sobie powtórkę z naszej pierwszej, wspólnej domówki. Można powiedzieć, że drugiej, ale taką pełną drużyną, to pierwszej. 
 Powoli wstałam z łóżka, zabierając po drodze bluzę Pique i założyłam moje ciapy na nogi. Udałam się do kuchni co chwila obijając się o ściany, bardzo mi się kręciło w głowie, sama nie wiem, jak mogłam się tak urządzić. Będę musiała jeszcze dzisiaj pojechać do lekarza. Jeżeli chodzi o Ines. Wczoraj, pan Carlos Pena, oblegany przez fanki, podrywał jedną na oczach swojej dziewczyny. Wyśmiałabym ją, bo ona wszędzie widzi jak faceci kogoś podrywają, ale całowanie obcej dziewczyny po szyi to chyba jest podrywanie, albo przynajmniej desperacja. 
 Kiedy w końcu dostałam się do kuchni, a łatwe to nie było, to zaparzyłam sobie żurawinowej herbaty. Ktoś brał prysznic w łazience, ale nie wiem kto to. Wyjęłam termometr z szafki i zmierzyłam sobie gorączkę, tak jak się spodziewałam, ponad 39 stopni, a dokładnie 39,4 stopnie. Połknęłam jakąś tabletkę i usiadłam przy stole z kubkiem napoju w ręce. Zastanawiałam się nad tym co się wczoraj wydarzyło, w salonie. Wcześniej także o tym mieszkałam, ale nie tak intensywnie jak teraz. Miałam ochotę po prostu do niego zadzwonić i spytać czy coś do mnie czuję, ale wiadomo że tego nie zrobię. Ciekawi mnie to, czy nie miał odpały z Shakirą, to jest ciekawe, ale pewnie Xavi i Pedro mi to powiedzą. Właśnie, mieli do mnie przyjechać, żeby zawieźć mnie do lekarza.
 - Wyglądasz strasznie. - Skomplementowała mnie moja ukochana siostrzyczka, która właśnie robiła sobie kawę, posłałam jej mordercze spojrzenie.
- Od rana mnie komplementujesz. - Odkasłałam to co musiałam i upiłam łyk ciepłej, czerwonej cieczy. 
- Co ty byś beze mnie zrobiła siostrzyczko ? 
- Zginęłabym marnie, jak gówno sarnie. - Mruknęłam i wstałam ze stołu, żeby ogarnąć się trochę w łazience. Jeszcze wstąpiłam do swojego pokoju, żeby zabrać szare rurki i brzoskwiniowy sweterek za tyłek. 
 Po piętnastu minutach byłam już gotowa i mogłam wyjść z pomieszczenia. Włosy miałam prawie jak zwykle w koku. W kuchni już przy stole jedząć śniadanie, siedziała moja rodzina.
- Jak pojedziesz do lekarza ? - Zapytała ciocia, kiedy usiadłam obok nich i położyłam głowę na stole.
- Z Xavi'm i Pedro. - Spojrzałam się na nią przelotnie.
- Lubisz się z tymi chłopakami ? - Kontynuowała swój wywiad.
- Bardzo. - Ponownie odpowiedziałam i dokończyłam swoją herbatę.
- A któregoś tak bardziej ? - Teraz to mi dowaliła.
- Pewnie kliku lubię bardziej od innych, bo spędzam z nimi więcej czasu. 
- Przykład. - Odezwał się wujek.
- Najbliżsi to Pedro, Pique, Busquets i Messi, potem mogę zaliczyć Fabregas'a, Xavi'ego, Puyol'a, Albę i Valdes'a. - Wytłumaczyłam mu od niechcenia. Usłyszałam piosenkę Nicki Minaj ft. B.O.B- Out of my mind, która jest moim dzwonkiem w telefonie. Spojrzałam na ekran swojego Samsung'a, na którym widniało zdjęcie Xavi'ego.
- Słucham ? - Powiedziałam do telefonu.
~ Nie mów słucham, bo wiesz. - Zaśmiał się Hernandez.
- Nie denerwuj mnie z rana. - Mruknęłam poddenerwowana wkładając kubek do zmywarki.
~ Gotowa ? - Zabrał mu słuchawkę Pedro, myślałam, że to ja nie umiem opanować śmiechu, ale Pique i Xavi biją mnie tym na głowę. 
- Ta.
~ To c'man na dół skarbie. - Przycisnęłam czerwoną słuchawkę i założyłam swoją kurtkę.
- Będę potem. Narka. - Krzyknęłam do zgromadzonej rodziny. 
 Schodząc ze szkoły o mało się nie zabiłam, nie wiem czemu, ale sąsiadka wyzwała mnie od pijanych ludzi, na co tylko grzecznie jej odpowiedziałam żeby się goniła. Jakaś ruda funia, która jest starsza ode mnie o pięć lat, nie będzie mi mówiła czy jestem pijana czy nie, jak nie zna sytuacji. Przed blokiem czekał na mnie Pedro.
- Hej. - Uśmiechnął się tym swoim cudownym uśmiechem, który tak bardzo lubię.
- Hej. - Wymusiłam byle jaki uśmiech i podeszłam do niego. 
- Moje biedactwo. - Przytulił mnie do siebie i cmoknął w głowę. - Xavi czeka na parkingu. - Chwycił mnie za rękę.
- Wspaniale. - Mruknęłam cicho i szłam trochę za chłopakiem, chociaż trzymaliśmy się za ręce, Rodriguez, bardzo szybko chodził i nie zdaję sobie sprawy z tego, że ja tak szybko nie stawiam kroków. Odchrząknęłam lekko, dopiero teraz się odwrócił.
- Wybacz. - Zaśmiał się cicho i zwolnił trochę. 
 Szybko doszliśmy do samochodu.
- Cześć żabciu. - Przywitał mnie Xavi.
- Cześć ropucho. - Przywitałam się i usiadłam na tylnym siedzeniu.
- A ty co się tak chichrasz ? - Spojrzał na roześmianego piłkarza, sama czasami go nie rozumiem, śmieję się z nie wiadomo czego.
- Z ciebie ropucho. - Pedro teraz coraz bardziej zanosił się śmiechem, nawet ja się cicho zaśmiałam, a jeśli jestem chora i się śmieję, to musi być coś, albo po prostu jestem zbyt pijana żeby opanować to co mówię i to co robię. Kiedyś pijana poszłam do szkoły i do pani od przyrody mówię żebyśmy poćwiczyli dzisiaj zaklęcia, a na mojego kolegę, który jest wysoki i ma blond włosy cały dzień mówiłam Malfoy. Nawet na obiedzie rzuciłam w panią marchewką, dobrze że tego sroczyca nie zauważyła, bo pani od matematyki jest cholernie wredną suką. Najlepsze było to, że nikt nie zauważył mojego pijaństwa, a mieliśmy trzy w-fy. Jak pan nie patrzył to kładłam się na ławce i przysypiałam, a że pana Sławka lekcje nie interesowały, przespałam się przed polskim. 
 Dojechaliśmy pod szpital na przedmieściach Barcelony. Byłam tutaj ostatnio, a dokładnie musiałam zrobić badanie krwi.
- Pójdę sama. - Mówiłam wychodząc z samochodu.
- Nie, nie, nie. Idziemy z Tobą. - Zarządził Xavi  i uczynił to samo co ja. Nie miałam siły się z nimi kłócić, więc po prostu poczekają w poczekalni i wszyscy będą szczęśliwi. Weszliśmy do małego pomieszczenia, zwanego poczekalnią, ale na takową nie wygląda. W Polsce, poczekalnie wyglądają inaczej. Chłopaki usiedli na ławce, ja zaraz miałam wejść, więc stałam obok drzwi gabinetu. Po pięciu minutach czekania, w końcu jakieś dziecko wyszło z gabinetu. Oczywiście musiało sobie zrobić zdjęcie z piłkarzami, co wywołało u mnie tylko szeroki uśmiech. 
                                                                                         *****
 No super, mam zapalenie oskrzeli. No to na pewno będę miała zajebistego sylwestra w domu z tymi chorymi piłkarzykami. Wzięłam leki jakie mi podała pielęgniarka i wyszłam do chłopaków. Siedzieli i rozmawiali o jakiś meczach AC Milanu i o Bojan'ie Krkić'u, który ma wrócić w następnym sezonie do Barcy, bardzo bym tego chciała bo go wręcz uwielbiam. Gerrard dużo mi o nim opowiadał, ale jeszcze go nie poznałam, bo jest we Włoszech jak na razie, a powołania do reprezentacji nie miał już długo powołania. Nie rozumiem tego, jest bardzo dobrym piłkarzem, nawet na ostatnie głupie piętnaście minut mógłby wejść i pokazać co potrafi. Może i nie ma tyle golów co Messi, ale jako dziewiętnastolatek, był złotym dzieckiem Barcelony. 
- O już jesteś, - Wstał Xavi i podszedł do mnie. - I co ?
- I gówno Xavi, i gówno. - Pokręciłam głową, po czym cicho się zaśmiałam.
- Ale co Ci jest ? - Zapytał zdenerwowany.
- Szczerze ? - Już trochę uspokojona położyłam dłoń na ramieniu piłkarza, ten tylko przestraszony tylko pokiwał głową.
- Więc, zostały mi jakieś dwa tygodnie. - Próbowałam udawać poważną, ale kiedy zauważyłam że pomocnik Blagurany stał się biały jak ściana, wybuchłam z Pedro głośnym śmiechem, nie wiem, jak on mógł w to uwierzyć, przecież ja nawet się śmiałam, nie popłakałam się, nawet głos mi nie zadrżał.
- Xavi, ty baranie. - Otarłam łezkę z mojego policzka. 
- Nie śmiejcie się ze mnie, o mało zawału nie dostałem, że naszemu talizmanowi jest cokolwiek. - Objął mnie ramieniem i przycisnął delikatnie do siebie.
- Jedźmy do domu, zmęczona jestem. 
- To chodź żabciu. - Poszliśmy w stronę samochodu co chwilę rzucając jakimiś komentarzami na temat ludzi na parkingu. 
   Po kilku minutach byliśmy już pod moim blokiem. Miałam ochotę teraz się położyć i pójść spać, ale Pique czeka na mnie przed blokiem. Bądź co bądź, bardzo się cieszę, że przyjechał. Pożegnałam się z towarzyszącymi mi przyjaciółmi.
- Hej słoneczko, jak się czujesz ? - Przywitał mnie tymi słowami Pique, no aż mi się zrobiło cieplej na sercu. Podszedł do mnie, przytulił i dał buziaka w czoło.
- Nie za dobrze. Chodź na górę bo mi zimno. - Bez słowa chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą do środka. Weszliśmy do mieszkania, w kuchni siedziała Carolina.
- Hej. - Powiedziałam przelotnie i weszłam do swojego pokoju ciągnąc za sobą piłkarza. Przebrałam się w czarne leginsy i w za dużą bluzę z nike, którą dostałam od Ines na mikołajki. Z tyłu oczywiście była Myszka Miki, ale najlepsze było to, że była szeroka i długa. Położyłam się pod kołdrą, czułam jak Pique przytula mnie do siebie i głaszcze po plecach, tak samo jak zawsze, to mnie w pewnym sensie odprężało. 
- Słońce, a co Ci jest ? - Zapytał czułym głosem.
- Zapalenie oskrzeli. 
- Ojej, biedactwo moje kochane. 
- Twoje biedactwo kochane, chcę zasnąć, ale nie może. - Westchnęłam cicho i ułożyłam sobie poduszkę żebym mogła pół leżeć. - Obejrzymy film ? 
- Ale ja wybieram. - Uśmiechnął się cwaniacko i włączył laptopa. Przeglądał filmy z taką głupkowatą miną, że mało brakowało, a bym wybuchła śmiechem. Zresztą jak się przebywa z Gerrard'em Pique nie można opanować śmiechu. Zatrzymał się na filmie "It's Just Sex" i podniósł brew. Uderzyłam go delikatnie w głowę.
- Ty mnie zawsze bijesz, nawet jak jesteś chora, to nie fair. - Oburzył się na żarty.
- Bo ja jestem kobietą, a ty piłkarzem płci męskiej, więc ja mogę, ty nie. - Uniosłam kąciki ust ku górze spoglądając na obrońcę Barcelony. Walczyliśmy teraz na spojrzenia, kto pierwszy mrugnie ten przegrywa. Byłam w tym lepsza, ale zawsze ten idiota mnie rozśmieszał i wygrywał, ale teraz nie może tak być, Natalia, do roboty. 
- Kurde. - Krzyknęłam, znowu ta menda wygrała. 
- Widzisz, jestem w tym najlepszy ! - Wytknął mi język.
- Ale ja jestem ładniejsza. - Powtórzyłam to, co on zrobił.
- Wątpię. - Poczochrał mnie po włosach, za co dostał z liścia. 
 Obejrzeliśmy "It's Just Sex", oczywiście, "piękna" Kolumbijka, musiała sobie coś wymyślić i zadzwoniła po Gerrard'a. Zaczynało mnie to trochę irytować, miał przecież wrócić do domu za dwie godziny, a ta królowa, bo na królewnę za stara, musiała coś wykombinować, byle Pique nie był ze mną sam na sam chwilę dłużej. 
 Czułam się już trochę lepiej, więc postanowiłam porozmawiać z Ines, która siedziała w pokoju i płakała do poduszki. Wzięłam po drodze czekoladę i w kocyku poszłam do jej pokoju. Nie pukałam bo by i tak się do mnie nie odezwała.
- Kochanie. - Powiedziałam delikatnie i usiadłam obok niej przytulając ją. - Nie jest warty. Masz czekoladę i cicho już siedź bo dzisiaj wigilia. - Szturchnęłam ją, podając czekoladę z orzechami. Jej ulubiona.
- Pójdziemy jutro na zakupy ? - Wychlipała, co mnie rozśmieszyło.
- Jak nie będę miała gorączki to tak. - Uśmiechnęłam się robiąc jej warkoczyka.
- Okej. A ty jak się czujesz ? - Wydmuchała nos w chusteczkę.
- Już lepiej. Spałam troszkę. Pique był, ale Shakira kazała mu przyjechać. - Przewróciłam oczami.
- Nie rozumiem go, przecież widać, że ją nie kocha, wróć, męczy się z nią, to dlaczego z nią nie zerwie. - Ożywiła się i usiadła po turecku.
- Nie wiem. - Przekręciłam głowę. Usłyszałam dzwonek do drzwi, rodzina pojechała do mojego ojca, nie miałam pojęcia kto to jest. Za drzwiami zobaczyłam Valdes'a z Pique, którzy trzymali jakiś alkohol.
- A wy tu czego ? - Mruknęłam krzyżując ręce na klatce piersiowej. 
- Miło nas witasz. - Cmoknęli mnie w policzek i weszli prosto do pokoju Ines. 
- Ej, serio, Pique, byłeś tutaj dwie godziny temu, o co chodzi ? - Powróciłam na łóżko siadając obok przyjaciółki.
- Stęskniłem się. - Zrobił słodkie oczka, czym mnie cholernie rozśmieszył. 
- A Twoja dziunia ? - Zaśmiała się koleżanka obok mnie pociągając łyk piwa. Ja niestety jestem nie pijąca, antybiotyki. 
- Kazała mi iść na zakupy, postanowiliśmy wstąpić. - Wyszczerzył się wielkolud. 
- Ale nie ma sklepu po drodze. - Zauważyła Ines krzywiąc się przy tym, jakie ohydne jest piwo.
- Ale przyjechaliśmy ! - Powiedział zniecierpliwiony Valdes i sam napił się napoju z puszki. 
- .. na nasze nieszczęście. - Dokończyłam i przybiłam żółwika z Ines.
- Czy wy nas tutaj nie chcecie ? - Spytał oburzony Pique wstając. - No wiecie co. - Pokręcił głową i zrobił śmieszną minę. Podeszłam i przytuliłam się do niego. Zadarłam głowę do góry, żeby lepiej go widzieć.
- Nie gniewaj się. - Zrobiłam oczka a'la kotek ze Shrek'a.
- Wiesz, że na Ciebie nie potrafię. - Zaśmiał się cicho przytulając mnie mocniej do siebie.
- Jak to jest, że ciągnie was do siebie na serio, ale żadne nie potrafi tego przyznać ? - Zapytał bardzo "mądry Victor".
- Wydaję Ci się. - Odparł Pique odchodząc ode mnie. Spuściłam głowę i poszłam do kuchni pod pretekstem, zrobienia sobie herbaty bo mnie gardło boli. 
 Oparłam się o szafkę. Czy ja właśnie zrozumiałam, że miłość istnieję... Nie, to na pewno nie to, przecież to cholerstwo nie może istnieć i nie istnieję. 
 Westchnęłam głośno i wstawiłam wodę na herbatę. W mojej głowie przewinęło się wiele myśli, dotyczących obrońcy Barcelony. Wiecie co jest w tym wszystkim najgorsze ? To, że sama sobie zaprzeczam. Myślałam, że jestem zdecydowaną osobą, ale serce i rozum, teraz przeprowadzały jakieś negocjację. 
- Natalia. - Przeszedł mnie dreszcz na dźwięk tego głosu, nie odwróciłam się, kontynuowałam to co robiłam wcześniej, czyli bawiłam się świeczką, czekając na gwizdek czajnika. - Natalia. - Powtórzył i przytulił się do moich pleców. Zadrżałam, kiedy poczułam jego dotyk. Nie wiem dlaczego tak reaguję, na jego obecność, jak nigdy dotąd. 
- Tak ? - Starałam się brzmieć normalnie, ale coś mi nie wyszło, bo wyszło tak, jakbym miałabym się za chwilę rozpłakać. 
- Nie wiem co mam powiedzieć. - Odparł zrezygnowany i położył głowę na moim ramieniu. Z boku musiało to śmiesznie wyglądać, on ma 193 centymetry wzrostu, a ja tylko 161. Adrianna uświadomiła mi, że świat cierpi na brak mężczyzn, szczególnie tych, którzy są cokolwiek warci. Nie zgadzałam się z jej poglądami na temat mężczyzn, bo Ci z Barcelony, są na prawdę spoko kumplami i bardzo ich polubiłam. Tak jak mówiłam wcześniej, niektórych bardziej, niektórych mniej, ale każdy był dla mnie wyjątkowy.
- Najlepiej prawdę. - Powiedziałam cichutko, ale jednak usłyszał i odwrócił mnie w swoją stronę. Patrzyliśmy sobie w oczy już dłuższą chwilę, co doprowadzało mnie do szału.
- A jeśli boję się twojej reakcji na prawdę ? 
- Nie będziesz wiedział, jeśli nie spróbujesz. - Westchnęłam cicho. Bałam się tego co miałam zaraz usłyszeć, przecież to jest mój najlepszy przyjaciel do cholery. 
 Pogładził mnie po policzku i pochylił się po czym złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Mimo że był krótki, to i tak był na prawdę miły. Coś we mnie wtedy drgnęło, sama nie wiem co i nie mówcie, że to to o czym myślę. Przełknęłam głośno ślinę.
- Będziesz chory. - Jęknęłam, kiedy zamierzał ponownie mnie pocałować. Bardzo tego chciałam i karciłam się w myślach, że przeszkodziłam mu w tym, ale nie chciałam, żeby przeze mnie nie zagrał w meczu przeciwko Athletic Bilabao. 
- Nie będę. - Uśmiechnął się delikatnie i ponownie mnie pocałował. Tym razem mocniej i dłużej, nie było mi za wygodnie, bo musiałam cały czas mieć głowę w górze, żeby móc kontynuować te piękne chwilę. Chłopak chyba to zauważył bo posadził mnie na blacie stołu, co ułatwiło mi sprawę. Oplotłam go w pasie nogami i włożyłam ręce w jego włosy. 
 Usłyszałam gwizdanie czajnika, co momentalnie zniszczyło te magiczne chwilę. Zeszłam z blatu i zakręciłam gaz, nalewając sobie wody do kubka. Kątem oka spojrzałam na ... przyjaciela ? No właśnie, kim on dla mnie był ?
- Natalia, ja ...
- Daj spokój. - Spojrzałam na niego z wymuszonym uśmiechem i jak najszybciej potrafiłam zamknęłam się w swoim pokoju. Kompletnie nie wiedziałam co mam robić, z jednej był dla mnie zajebiście ważny, a z drugiej, nie wiedziałam czy takie coś miało by szansę przetrwać i w ogóle cokolwiek by się udało. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi, nie chciałam wiedzieć kto tam jest, ale stawiam, że Pique. Położyłam się na łóżku i patrzyłam w sufit. To miłość tak wygląda ? Jeśli tak, to jest do bani i niech zrobią na to lekarstwo. 
- Słoneczko. - Usłyszałam cichy głos Gerrard'a co doprowadziło mnie do napadu płaczu. Próbowałam się nie rozkleić, ale łzy same leciały z moich oczu. Nagle usłyszałam ciche westchnięcie i jak ktoś wychodzi z domu. Uchyliłam drzwi, zobaczyłam Ines, która wpatrywała się we mnie z szeroko otwartymi oczami.
- Co się tutaj stało ? - W końcu odezwała się do mnie.
- Nie chcesz wiedzieć. - Pokręciłam głową i weszłam do salonu włączając telewizję. Leciał właśnie jakiś serial, który kompletnie mnie nie interesował. Moje myśli powracały do tej chwili w kuchni.
- Chyba się w nim zakochuję. - Powiedziała cicho Ines. - W Valdes'ie. - Wyjaśniła.
- Nic dziwnego. - Pogłaskałam ją po plecach. - My obie lubimy popełniać błędy. - Westchnęłam i wtuliłam się w przyjaciółkę. 
~*~
 Cały wczorajszy wieczór byłam taka nieobecna, nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, nawet wujek to zauważył i próbował ze mną porozmawiać, ale ja w środku wigilii ogłosiłam wszystkim, że mam ochotę się zdrzemnąć i wróciłam do pokoju. Zasnęłam dość szybko, może ze zmęczenia tym płaczem. Nie pytałam rodziców co u ojca bo to mnie najmniej teraz interesowało, dla mnie on umarł, kiedy miałam dwanaście lat. Coś tam mówili, że Olalla niedługo będzie rodzić, ale dla mnie mogłaby tak samo umrzeć razem z ojcem. Nadęta lalunia, która myśli, że zarobi coś na takich alkoholikach jak mój ojciec. Ona albo jest taka głupia, albo jej za to płacą. 
 Te leki na prawdę były niesamowite, bo następnego dnia nie miałam gorączki i mogłam spokojnie wrócić do pracy. Ubrałam się w czarne rurki, białą bokserkę i czarną, śliską bluzę z reggae  Nie przejmowałam się tym, że Pique może być na treningu, ba ! Na pewno tam będzie, wiem, że muszę się skupić, bo dzisiaj gramy z Athletic Bilbao, a mi się nie uśmiecha zostać po godzinach, żeby słuchać jak trener ochrzania piłkarzy za porażkę. Dlaczego miałabym czekać ? Chociażby dlatego, że wracam z Messi'm. Na zawsze ? Na zawsze to sobie można rękę amputować. Usłyszałam wczoraj w nocy, kiedy Ines rozmawiała przez telefon z Carlos'em. Miała rację, nigdy nie mówi się czegoś, czego nie można spełnić. "Zostaniemy razem na zawsze", ta, dopóki nie wkroczy jakaś panienka, albo po prostu duże cycki i spory tyłek. Faceci to świnię, tchórzliwe świnie. 
 Wyszłam z domu, dzisiaj postanowiłam pojechać autobusem, żeby się nie przemęczać, gramy z Hospitalet'em w czwartek w siatkówkę. 
 Po piętnastu minutach byłam już na miejscu.
- Cześć Ashley. - Uśmiechnęłam się do piłkarza, nie zwracałam uwagi na Margerittę, która mierzyła mnie wzrokiem. 
- Witaj maleńka. - Odwzajemnił uśmiech ochroniarz i otworzył mi drzwi. Powędrowałam w stronę szatni, żeby powiedzieć chłopakom, że mają już iść na trening. Słyszałam z niej śmiechy i piosenkę "Waka Waka".
~ Pique, Shakira robiła Ci w nocy waka waka ? - Słyszałam rozbawiony głos Xavi'ego. Westchnęłam głośno i weszłam do środka. Jakoś nikt mnie nie zauważył, stanęłam oparta o framugę drzwi i ze skrzyżowanymi ramionami przyglądałam się co robią Ci idioci. Nagle z pod prysznica wyszedł nagi Alba, momentalnie odwróciłam się ze śmiechem. Zaczerwieniony Jordi pobiegł po ręcznik, nic specjalnego nie zauważyłam.
- Ubierzcie się, matko święta, czy kiedykolwiek zagram na skrzypcach ? - Mówiłam ze śmiechem.
- Ty to masz poczucie czasu. - Zaśmiał się Puyol.
- Się ma ten style. - Wypięłam dumnie pierś. - Alba, nie martw się, nic nie zobaczyłam.
- Czy ty mnie właśnie obrażasz ? - Wychylił się z pod prysznica już na szczęście owinięty ręcznikiem.
- Może. - Puściłam mu oczko i spojrzałam na wszystkich rozbawiona. Nawet na Pique, który tak jak to on śmiał się z Fabregas'a, który w poszukiwaniu swoich majtek biegał po szatni.
- Nie chcę was martwić, ale trening za pięć minut. - Powiedziałam ze słodką minką wychodząc z szatni.
- Natalia, aniele.- usłyszała za sobą skrzeczenie Pique, który momentalnie znalazł się za jej plecami. Z udawaną niechęcią odwróciła się w jego stronę
- Czego, potworze ?- skrzyżowała ręce na wysokości klatki piersiowej z cwanym uśmieszkiem. 
- Może dzisiaj mniej kółeczek.- wyjąkał i przytulił ją do siebie. Odepchnęła go delikatnie i z udawanym oburzeniem spojrzała na rozbawionego z sytuacji piłkarza. 
- Ani mi się śni.- udała księżniczkę i weszła na boisko co chwilę krótko się śmiejąc z zachowania tych dzieciaków.

ROZDZIAŁ VII : Czasami trzeba trochę poczekać, żeby wszystko się ułożyło.



 - Nataaaalia ! - Usłyszałam niski, męski głos. Odwróciłam się w stronę drzwi i ujrzałam wysokiego obrońcę Dumy Katalonii. 
- Pique ! Nie musisz mnie straszyć, kiedy uczę się fizyki ! - Udałam oburzoną.
- Wybacz słoneczko, ale wolałbym żebyś mnie nie biła, tylko podeszła i dała mi buziaka. - Uśmiechnął się i wskazał palcem swój policzek.
- Phii, zaraz Cię zbiję książką. - Wstałam i chciałam go pocałować w policzek, ale mój metr sześćdziesiąt jeden w kapeluszu mi to troszeczkę utrudniał. - Schyl się pacanie. - Uśmiechnęłam się szeroko czekając na jego reakcje. Posłusznie wykonał moje polecenie. Delikatnie pocałowałam go w policzek.
- I tak chcę zawsze na powitanie. A i ślicznie wyglądasz. - Zrobił ten swój piękny wyszczerz, na który zareagowałam tylko głośnym prychnięciem. Ja wyglądam pięknie niby ? Miałam na sobie czarne leginsy i bluzkę z Barcelony. Dzisiaj na moich plecach miałam Villę. Nie wiem czemu, ale chłopaki mi dali o kilka rozmiarów za duże koszulki, dlatego że podobno słodko wyglądam w koszulkach za tyłek. - Kiedy ciocia i wujek przyjeżdżają ? 
- Za ... - Spojrzałam na zegarek na szafce. - Za dwie godziny.
- Będę miał pewność, że nic Ci nie jest. - Posłał mi ten swój rozbrajający uśmiech. Szybko spojrzałam na komodę, stojącą obok łóżka, nie chciałam patrzeć w te jego piękne, oczy, wolałabym spać w spokoju i nie widzieć tych jego wspaniałych, lazurowych tęczówek. 
- Chodź do kuchni. - Pociągnęłam chłopaka za rękę do zielonego pomieszczenia. - Herbaty ?
- Ale tej żurawinowej.
- Wypijasz mi ją ostatnio, kochanieńki. - Mówiłam wstawiając wodę.
- Bo ją lubię. - Pociągnął mnie do siebie na kolana. 
- A ja lubię twoje perfumy, ale Ci ich nie zużyję. - Udałam oburzoną.
- Możesz sobie zużywać ile chcesz. - Zaśmiał się widząc moją minę. Nagle zauważyłam, że zaczął się do czegoś szczerzyć.
- I czego się chichrasz ? 
- Pamiętasz ...
- O boże, będziesz mi to wypominał do końca życia ? - Zaśmiałam się na samo wspomnienie o tym feralnym dniu na Camp Nou, kiedy nudziłam się i postanowiłam sobie poleżeć. Położyłam się na środku boiska i tak jakby przymknęłam oczy w tej samej chwili co zaczęli opryskiwać trawę przed meczem, a ja się położyłam na środku opryskiwacza i ten zaczął lodowatą wodą pieścić moje seksowne cztery litery. Pamiętam że Pique z Messi'm o mało się nie zesikali ze śmiechu. 
- Ale ty nie widziałaś swojej miny wtedy Natalia, ona wyrażała więcej niż tysiąc słów. - Mówił przez śmiech. 
- Te, piękny. - Mówiłam wstając z jego kolan. Zalałam dwie herbaty żurawinowe wrzątkiem i podałam jeden kubek przyjacielowi, który ciągle zachodził się śmiechem. - No przestań już ! - Nie wytrzymałam i krzyknęłam na cały dom, co jeszcze bardziej go rozśmieszyło. Kiedy po prawie dziesięciu minutach, opanował ten szaleńczy napad śmiechu, ruszył swój tyłek żeby odebrać telefon, który dzwonił cały czas.
- Jestem u Natalii. - Mówił to takim tonem, jakby męczyła go ta rozmowa. - Dobrze, pa. - Odpowiedział i szybko się rozłączył. Rzucił telefon na stół i nerwowo zaczął bawić się guzikami na swojej zielono- niebieskiej koszuli, którą dostał ode mnie na gwiazdkę. 
- Idziemy do pokoju ? - Zapytałam patrząc na niego z delikatnym uśmiechem. Ten bez słowa wstał, wziął swój i mój kubek i ruszył do salonu. Usiedliśmy obok siebie na wielkiej, skórzanej kanapie. Nawet nie włączaliśmy telewizora, mogliśmy rozmawiać w ciszy. - Jak Ci się układa z Shakirą ? - Teraz jego oczy nie były już takie radosne, jak zawsze. Teraz ukazywały smutek, zmęczenie i ... nienawiść ? Zawsze, kiedy wspominałam o tej niskiej blondynce, taki miał wzrok. Zaczęło mnie to powoli martwić. 
- Z każdym dniem coraz gorzej. To już nie jest ta dziewczyna, którą chyba pokochałem. - To ostatnie słowo na prawdę bardzo mnie zabolały. Zaraz, przecież to nie może być ... A jednak  ? 
- Czasami trzeba trochę poczekać, żeby wszystko się ułożyło. - Mówiłam głaskając go po głowie. On tylko objął mnie w pasie i wtulił głowę w moją pierś. Kiedy był smutny, miał zwyczaj tak robić. Mówił że mój dotyk, głos i perfumy go zawsze uspokajają. - Wszystko się ułoży. Zrobię wszystko żebyś był szczęśliwy. - Pocałowałam go w czubek głowy. Ten podniósł głowę do góry i teraz wpatrywał się we mnie swoimi oczami, w których teraz migały drobne iskierki. 
- Wszystko ? - Teraz jakby odzyskał pewność siebie. Zaczął zbliżać się do mnie bardzo blisko, niepokoiło mnie to trochę, zaczęłam odchylać się do tyłu, aż poczułam poduszkę, która leżała na kanapie. Patrzyliśmy sobie tak w oczy dość długo. Nie wiedziałam o co może mu chodzić. - Wszystko powiadasz ? - Uśmiechnął sie delikatnie i delikatnie obsypywał pocałunkami moją szyję. Mogłam albo uciekać, albo zostać. Tym razem to właśnie rozum przegrał, niech się dzieje co się ma dziać. Teraz znowu spojrzeliśmy sobie w oczy, jedną rękę włożyłam w jego włosy, a drugą położyłam na jego plecach. Znowu zauważyłam błysk w jego pięknych oczach. Delikatnie musnął swoimi ustami moje i ponowie uniósł głowę z zaniepokojeniem. Uśmiechnęłam się zachęcająco, co wystarczyło żeby Katalończyk powrócił do poprzedniej czynności. Z każdą chwilą całowaliśmy się coraz bardziej namiętnie, kiedy usłyszałam dźwięk przekręcającego się klucza w drzwiach. Oderwałam się od Pique, który miał grymas niezadowolenia na twarzy. Zepchnęłam go z siebie i wstałam z kanapy. Zobaczyłam, że to tylko Ines wróciła od ojca, jeszcze bardziej zdenerwowana. Pokazała mi gestem ręki, że chcę być sama i weszła do swojego pokoju. Było mi jej żal, że akurat w święta pokłóciła się z ojcem jeszcze bardziej niż wcześniej. Westchnęłam głośno i ponownie usiadłam obok Gerrard'a, który był trochę zmieszany i zawstydzony. Żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć, było mi głupio, on ma dziewczynę, a ja się tutaj z nim całuję, ale zaraz, przecież to on zaczął mnie całować, ale ja nie jestem bez winy, przecież to odwzajemniłam i było mi dobrze. 
- Ja Cię przepraszam. - Wydusił z siebie obrońca spoglądając na mnie z ukosa.
- Nie masz za co. - Uśmiechnęłam się i dotknęłam jego policzka. W tej chwili jeszcze bardziej się ożywił i na jego twarzy ponownie pojawił się ten śliczny uśmiech. 
- Jesteś moim aniołkiem. - Uśmiechnęłam się na dźwięk słowa "aniołek", Zaczął tak na mnie mówić od pokazu, w pewnym sensie byłam aniołkiem, ale bawiło mnie to w jaki sposób na mnie patrzy podczas wymawiania tego słowa. 
- A ty jesteś moim pingwinkiem. - Zaśmialiśmy się, mówię tak na niego od czasu, kiedy w zoo razem z Pinto udawali pingwiny. Wybuchliśmy śmiechem, kiedy przypomniało nam się to zdarzenie. 
- Kici kici, taś taś. - Powtórzył Gerrard. 
- Do lwa, kurwa do lwa ? - Powiedziałam ze śmiechem. Fabregas chciał żeby lew podszedł bliżej i zaczął go wołać jak kota i kaczkę, a Dani Alves mądrze to skomentował. 
- Co się stało Ines ? - Zapytał, kiedy już całkiem spokojni, siedzieliśmy przytuleni.
- Sama, nie wiem. Nie chciała o tym gadać, ale znasz mnie, niedługo do niej pójdę i pogadam. - Uśmiechnęłam się szeroko. W tej samej chwili do naszego domu bez pukania wszedł Carlos. Denerwowało mnie, kiedy to robił, a jakbym się kąpała, albo nie wiem, chodziła nago po domu ? Nie mówię, że to robię, ale jakby to co by było ? Z pokoju było słychać jak Carlos kłóci się z Ines.
- Wszystko O.K.? - W końcu zapytał Pena.
- Nie. K*rewsko daleko od O.K. - Mówiła rozzłoszczona Ines.
- Co dalej?
- Co dalej? Powiem ci, co dalej. Zamówię kilku czarnuchów, żeby popracowali nad nim z obcęgami i palnikiem. Słyszysz, co mówię, buraku? Jeszcze z tobą nie skończyłem! Zrobię ci z dupy jesień średniowiecza. - Nie mogłam już tego znieść. Brzuch mnie bolał od zanoszenia się śmiechem, tak samo miał chyba Gerrard, bo leżał na podłodze i bił pięściami w podłogę. Nawet, kiedy ta dziewczyna była smutna, to i tak wali takimi tekstami, że człowiek nie wie czy śmiać się czy płakać.
- Pique, czy tobie się czasem sufit na głowę nie spadł ? - Mówiłam przez śmiech.
- Skąd to pytanie ? - Podniósł się na łokciach co chwilę wybuchając śmiechem.
- A tak sobie spytałam. 
- Przestań bo zaraz umrę ze śmiechu. - Dostał ostrej głupawki.
- Umieranie jest częścią życia kochanie. - Śmiałam się razem z nim. 
 Leżeliśmy razem na podłodze już trochę uspokojeni i patrzyliśmy w sufit. Poczułam jak piłkarz usiadł i podniósł mnie z ziemi. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie i wtuliłam się w jego szyję.
- Jesteś śpiąca. - To było raczej stwierdzenie niż pytanie. Dlaczego on wszystko wie ? Wie co chcę, wie co potrzebuję. Jakiś jasnowidz czy coś ? W ogóle z kim ja się zadaję. Miał rację, jestem bardzo śpiąca, chciałabym najchętniej się położyć i zasnąć. Ale jest jeden problem, rodzina przyjeżdża za godzinę i nie wiem jak zareagowali by na to, że sobie po prostu śpię. Pewnie wujek jak to wujek, zacząłby mnie budzić i szturchać, a ja jestem tak uparta, że przygniótł by mnie, co zmusiło by mnie jednak wstać. 
 Pique delikatnie położył mnie na łóżku i przykrył kocem. Po chwili sam leżał obok mnie, przytuliłam się do jego klatki piersiowej, a on głaskał moją głowę. Nie czułam się dobrze, boli mnie gardło, zimno mi. Kto by miał takiego pecha, gdybym ja go nie miała ? Pomagam innym ludziom, tym  że oni go nie mają. 
- Słoneczko, czy ty aby się dobrze czujesz ? - Usłyszałam troskliwy głos chłopaka, który leżał obok mnie.
- Nie za bardzo. - Mówiłam pokasłując co chwilę. Nie wiem jak można zachorować w pięć minut, to chyba niemożliwe, a zapomniałam, Natalia Schmidt potrafi dokonać rzeczy niemożliwych.
- Właśnie widzę, masz gorączkę aniołku. - Otworzyłam oczy i spojrzałam na jego twarz. Była widniała na niej troska i czułość. 
- Chyba się rozchorowałam. - Mruknęłam niezadowolona, na co obrońca tylko cicho się zaśmiał. 
- Grzmiałaś jak mała dziewczynka, która rozchorowała się przed wakacjami. - Odpowiedział na moje pytające spojrzenie.
- To było bez sensu Pique. - Patrzyłam się na niego jak na idiotę, a ten dalej się śmiał. Rozpatrzę kupienie mu jakichś tabletek uspokajających. 
 Obudził mnie dzwonek do drzwi. Gerrard spał obok mnie, a Ines nie było w mieszkaniu. Jakby była to słyszałabym muzykę i byłoby zapalone światło, ponieważ strasznie boi się ciemności. Kiedy już zaśnie to zawsze gaszę światło. Na gwiazdkę kupiłam jej lampkę nocną z Myszką Miki. Pewnie się ucieszy, no ale tego dowiemy się dopiero jutro. Założyłam na siebie bluzę przyjaciela, która wisiała na łóżku, wsunęłam na nogi swoje długie, puchate, białe ciapy i otworzyłam drzwi.
- Natalia. - Ucieszyła się Carolina i teraz bardzo mocno mnie ściskała. A ja co ? A ja stałam tam w męskiej bluzie, prawie za kolano i miałam głupią minę.
- Nie przyjechaliście za wcześnie ? - Wypaliłam tak nagle, zrobiło mi się troch głupio, ale przecież są o pół godziny wcześniej. 
- Mieliśmy wcześniej samolot. - Zobaczyłam moją ciocię- Martę. Była mojego wzrostu i miała taki samo kolor włosów jak ja. Następnie przytulił mnie wujek- Artur. Mamy takie same oczy i cechy charakteru, aż nie wierzę, że są rodziną. Przecież ojciec w niczym nie przypomina wujka, jest zupełnie inny. 
- Wchodźcie. - Przepuściłam ich w drzwiach i skierowałam do kuchni. - Zaraz wrócę. - Powiedziałam i weszłam do swojego pokoju gdzie Pique, w najlepsze sobie spał. - Pique wstawaj. - Lekko go szturchnęłam. Nie miał mocnego snu, więc szybko udało mi się go obudzić. 
- Coś się stało ? - Mówił siadając na łóżku.
- Tak jakby wcześniej przyjechali. - Uśmiechnęłam się delikatnie. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś miał tak przerażone oczy, jak ten oto wielkolud w tej chwili. - Spokojnie młody, ja coś wymyślę. - Wstałam z łóżka i udałam się w stronę drzwi. 
- Poczekaj. - Powiedział i zaraz znalazł się obok mnie.
- Tak ? - Odwróciłam się do niego przodem.
- Ja już pójdę. 
- Klękajcie narody, Gerrard Pique się boi. - Zaśmiałam się cicho.
- Ja się wcale nie boję. - Odpowiedział szybko.
- Dobrze, dobrze. - Podniosłam ręce do góry. - Podwójny blok. - Zaśmiałam się cicho ponownie.
- To do jutra ? Postaram się przyjechać rano. 
- Do jutra. - Odprowadziłam go do drzwi.
- Cześć. - Pocałował mnie w policzek.
- Pa. - Zamknęłam drzwi i uśmiechnięta wróciłam do kuchni. - To co rodzinka, jak wam się w Hiszpanii podoba ? - Usiadłam na blacie kuchni cała w skowronkach. 
- Hiszpania, jak Hiszpania, a ty się czego tak cieszysz. - Oczywiście wujek "w tańcu się nie pierdoli" i od razu pytanie z grubej rury.
- Czego mam się nie cieszyć ? - Zaparzyłam wodę na herbatę, a sama wzięłam sobie lek na gorączkę. 
- Chora jesteś ? - Zapytała ciocia.
- No tak jakoś mi się zachorowało.
- A kto to u Ciebie był ? - Drugie pytanie bez pierdolenia, oczywiście jego autorką była Carolina. Przewróciłam oczami, może zapomną o tym pytaniu ? Znając moje szczęście to o tym mogę tylko i wyłącznie sobie pomarzyć, bo z moim szczęściem, to oni pamiętają co jadłam na śniadanie dwa lata temu, kiedy odwiedziłam ich w Warszawie. 
- Odpowiesz ? - Cholera, jednak pamiętają.
- Kolega. - Mruknęłam pod nosem łykając tabletkę.
- Czy to nie jest bluza twojego "kolegi" ? - Spytała się Carolina, dokładnie akcentując ostatnie słowo.
- Jest. - Dajemy w szczerość, może się odczepią.
- Pique kazał mi powiedzieć, zostawił u Ciebie dezodorant. - Jak zwykle Ines to ma wyczucie czasu. Znieruchomiałam w jednym momencie rzucając jej mordercze spojrzenie. Ona też stała czekając na swoją karę z minką przybitego psa. 
- To jest Ines. - Powiedziałam o dziwo z uśmiechem. - Moja przyjaciółka, ta co z nią mieszkam.
- Miło mi. - Nieśmiało się uśmiechnęła i zniknęła w swoim pokoju.
- Kolega Pique ? - Zaśmiała się Carolina po dłuższej chwili.
- Ta. - Rzuciłam szybko i usiadłam przy stole. - Tam macie salon, a łóżka wam przygotowałam. - Uśmiechnęłam się cwaniacko i pokazałam trzy materace w salonie. - Ja idę spać, branoc. - Pomachałam im, wzięłam ze sobą z pokoju do łazienki koszulkę Pedro z reprezentacji, bieliznę i zniknęłam za wrzosowymi drzwiami. Podczas kąpieli przypominała mi się sytuacja w salonie z Pique, kiedy się całowaliśmy. Dlaczego on mnie pocałował ? 
                                                                                          *****
- Gdzie byłeś ? - Jednak nie śpi, a przecież jest tak późno. Mężczyzna myślał, że jego dziewczyna nie zauważy jego długiej nieobecności. 
- U Natalii. - Odpowiedział zrezygnowany. Miał przyjechać wcześniej, ale gdy zobaczył, że dziewczyna się rozchorowała, chciał być z nią cały czas. I do tego dochodził ten pocałunek.
- No pewnie. - Krzyknęła przy tym się śmiejąc. - A gdzie mógłbyś indziej być. - Rozłożyła ręcę. Bez słowa wyminął ją i poszedł wziąć prysznic do łazienki. 
 Kiedy ciepłe krople wody spływały po jego ciele, przypomniał sobie tą sytuację w domu Natalii. Ta dziewczyna na prawdę na niego działała, jak nikt inny. Nie miała kilograma makijażu na twarzy, nie miała malowanych włosów i nie była po operacjach plastycznych. Była idealna, bo była sobą i nie chciała nic zmieniać. Taką ją ... pokochał ? Czy to jest właśnie miłość ? Miłość, nawet jeśli nie jest od razu wzajemna, miłość zdoła przetrwać jedynie wtedy, jeśli istnieję iskierka nadziei - bodaj najmniejsza - że zdobędziemy z czasem ukochaną osobę, a reszta jest czystą fantazją.